Jak zrobić butelkę ginu
Jaki jest najlepszy sposób spędzenia soboty z żoną, która jest w szóstym miesiącu ciąży. Zabierz ją do destylarni ginu! Żartuję. Prawda jest taka, że jakiś czas temu Becky dostała to voucher na wizytę w destylarni 45 West Distillers. Prawie o nim zapomnieliśmy, a kiedy znaleźliśmy ponownie kupon, termin realizacji niemal się skończył. Becky musiała więc zarezerwować lekcje w szkole ginu będąc w 6 miesiącu ciąży. Biedactwo! Na mnie spadł więc trudny obowiązek degustacji trunków.
Do 45 West Distillers udaliśmy się w deszczowy sobotni poranek, nie wiedząc, czego się spodziewać. Byliśmy oboje bardzo podekscytwani tą wizytą, ale nie mieliśmy zupełnie pojęcia, co nas będzie czekało. Muszę powiedzieć, że to czego doświadczyliśmy, przekroczyło nasze oczekiwania. Wizyta była po prostu genialna. Mieliśmy przyjemność nie tylko odwiedzić destylarnię, zobaczyć, jak powstaje ten niesamowity trunek, ale także ma szansę wyprodukować samodzielnie własną, unikalną butelkę ginu.
Na początek opowiem kilka rzeczy, których dowiedziałem się o samej destylarni. 45 West Distillers mieści się w budynku gospodarczym wynajętym na farmie w pobliżu rezerwatu przyrody Burleigh Wood. To właśnie w tym pobliskim zagajniku, destylarnia zbiera 4 z 11 roślin, które wchodzą do ich produktu końcowego. Całe przedsięwzięcie zaczęło się zaledwie 4 lata temu. Destylarnia nie twierdzi więc, że ma setki lat dziedzictwa. Nie trzymają również w tajemnicy składników ich receptury. Nie ma legendy o tajemniczej przepisie przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Oni tego po prostu nie potrzebują. Ich gin broni się doskonale bez tej otoczki. Trunki są fenomenalnie aksamitne, bez nawet cienia surowości i cierpkości alkoholu! Wszystko sprowadza się do dbałości o szczegóły, stosowania najlepszych składników i samego procesu destylacji, jednym słowem prawdziwego rzemiosła. W przeciwieństwie do produkowanych masowo alkoholi, które są destylowane w instalacjach ze stali nierdzewnej, 45 West cały swój destylator ma wykonany z miedzi. I to właśnie robi ogromną różnicę. Miedź wiąże niepożądane zanieczyszczenia z oparów alkoholu pozostawiając wszystko co najlepsze aby trafiło do butelki. Nie będę was dłużej zanudzał szczegółami produkcji ginu ani asortymentu destylarni. Ten post to nie wykład ani reklamą. Istnieje mnóstwo książek, z których można nauczyć cię historii ginu lub jego procesu produkcyjnego. Podobnie, o ofercie 45 West Distillers możecie dowiedzieć się z ich strony internetowej. Zamiast tego po prostu przedstawię sprawozdanie z naszej wizyty w destylarni.
Spotkanie miało rozpocząć się o godzinie 10.30. Przybyliśmy na miejsce o czasie i zameldowali się w recepcji. Zostaliśmy powitani przez bardzo przyjazną recepcjonistkę i zaproponowano nam herbatę i kawę. Następnie dołączyliśmy do grona pozostałych entuzjastów ginu uczestniczących w tej sesji. Gdy wreszcie przybyli wszyscy oczekiwani uczestnicy, zostaliśmy zaprowadzeni do właściwej destylarni. Tam nasz gospodarz Tom wygłosił wykład na temat samej destylarni, procesu destylacji, wykorzystania składników botanicznych, mieszania i butelkowania, a na końcu przeglądu ich asortymentu. Chociaż użycie słowa wykład, nie jest prawdopodobnie na miejscu. Prezentacja była bardzo pouczająca ale jednocześnie nieformalna. Tom z przyjemnością odpowiadał na wszelkie pytania zadawane przez grupę. To był jednak tylko wstęp do najlepszej części tej wizyty – szkoły ginu!
Wtedy nasz gospodarz oznajmił, że teraz będziemy destylować naszą wyjątkową, unikalną butelkę ginu. Mogliśmy wybrać dowolne składniki botaniczne, które pozwolą stworzyć profil smakowy dla naszego trunku. Tom oczywiście dostarczał wskazówek i sugestii, abyśmy mogli skończyć z czymś, co można nazwać ginem. Dowiedzieliśmy się na przykład, że same jagody jałowca nie wystarczą do zrobienia ginu. Zawsze muszą im towarzyszyć nasiona kolendry, aby stworzyć ten klasyczny smak, który wszyscy lubimy. Dodanie jakiejś skórki cytrusowej jest praktycznie obowiązkowe. Użycie korzenia arcydzięgla lub korzenia irysa (lub obu) jest niezbędne jako utrwalacz stabilizujący produkt końcowy i utrzymujący olejki eteryczne zawieszone w mieszaninie alkoholu i wody. Podobnie zresztą jak w perfumach. Reszta zależała do nas. Jak się okazuje, asortyment roślin może się różnić od podstawowych 4, jak w klasycznym ginie Tanquerey, aż do 47, jak w Monkey 47. Jako że był to w końcu prezent mojej żona, zdecydowała się na cytrusowy i orzeźwiający profil smakowy i ostatecznie skończyliśmy na 12 składnikach botanicznych. Podobnie jak cała produkcja tej destylarni, nasza własna butelka miała być produkowana metodą London Dry Gin. Co oznacza, że spirytus był już raz destylowany a my mieliśmy przeprowadzić drugą destylację w naszym małym indywidualnym destylatorze, tym razem jednak z dodatkiem składników botanicznych. Indywidualne destylatory zostały odpalone i pozostało nam czekać aż stanie się magia. Nasi gospodarze w tym czasie podali nam szklanki cudownie smacznego ginu z tonikiem (oraz sokiem pomarańczowym dla Becky). Gdy alkohol zaczął wreszcie cieknąć, musiałem co jakiś czas próbować, aby w odpowiednim momencie odciąć dopływ, gdy aromat w trunku zacznie zanikać po tym, jak rośliny oddadzą wszystkie olejki eteryczne. W tym momencie byłem w połowie mojego drugiego G&T i nadszedł czas, aby zmieszać destylat z wodą i zabutelkować nasz produkt. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na zawartość alkoholu 46,1%. Pozostało jedynie nakleić ręcznie wypisaną etykietę, banderolę z akcyzą i zamknąć butelkę. Cała wizyta trwała około 3 godzin, ale bawiliśmy się tak doskonale, że nawet nie zauważyliśmy, kiedy upłynął ten czas. Wizyta w 45 West Distillers była po prostu doskonała, wszystko odbywało się w niezwykle przyjaznej, nieformalnej atmosferze. Gorąco polecam wizytę w 45 West Distillers każdemu prawdziwemu miłośnikowi ginu!